W tym roku mija 70. rocznica wyprodukowania przez FŁT pierwszych łożysk w Polsce.
W latach 1936–1939 realizowano w Polsce program gospodarczy, któremu nadano nazwę Centralny Okręg Przemysłowy. Jednym z zakładów przemysłowych, jakie powstały w ramach COP, była Fabryka Amunicji nr 2 w Dąbrowie-Bór. Budowę fabryki pod Kraśnikiem rozpoczęto w 1937 roku. Do czasu rozpoczęcia wojny zakończono większość obiektów. W 1939 r. zaczęto instalować pierwsze maszyny produkcji krajowej, angielskiej, francuskiej i niemieckiej. Prawdopodobnie do wybuchu wojny zdążono uruchomić produkcję planowanych w profilu fabryki łusek artyleryjskich, kalibrów 37 do 155 mm.
Wyzwolenie Kraśnika nastąpiło 27 lipca 1944 r. Pierwsze lata powojenne były dla fabryki okresem stagnacji, nie było bowiem decyzji co dalej z majątkiem po FA nr 2. Wobec tego w części hal magazynowano zboże. W kwietniu 1947 roku utworzono Biuro Organizacyjne Fabryki Łożysk Kulkowych. W lipcu tego samego roku dwaj pracownicy biura, inż. Jan Tuszyński i inż. Jakub Bat, delegowani zostali na pół roku do Stanów Zjednoczonych w celu zapoznania się z nieznaną w Polsce produkcją łożysk.
Na wybór lokalizacji fabryki w Dąbrowie-Bór wpłynął fakt wytypowania Huty Stalowa Wola na producenta stali łożyskowej w Polsce. Tak więc fabryka łożyskowa, ze względu na koszty transportu, musiała znajdować się blisko huty. Urządzenia z zakresu infrastruktury i budynki fabryczne w Dąbrowie-Bór w pełni nadawały się do uruchomienia nowej produkcji, wobec tego nie trzeba było ponosić kosztów budowy fabryki od podstaw.
Intensywniejsze prace organizacyjne nad uruchomieniem produkcji w Dąbrowie-Bór rozpoczęły się z początkiem 1948 roku. W styczniu, Biuro Organizacyjne otrzymało zadania: pilotowanie zamówienia zakupu maszyn, stworzenie zalążka administracji i wydziału technicznego, odremontowanie budynku nr 15 na terenie fabryki, w którym miały być zlokalizowane biura oraz urządzenie hotelu dla pracowników. Na początku 1948 r. biuro zamieściło w miesięczniku „Mechanik” ogłoszenie oferujące pracę w Fabryce Łożysk Kulkowych w Kraśniku. Taka była pierwsza nazwa zakładu. Dyrektor naczelny inż. Jan Tuszyński i dyrektor techniczny inż. Jakub Bat przybyli do Dąbrowy-Bór 27 maja 1948 roku. Dwa dni później miało miejsce oficjalne przekazanie byłej Fabryki Amunicji nr 2.
Plan uruchomienia Fabryki Łożysk Kulkowych zakładał wyprodukowanie próbnej partii jeszcze pod koniec 1948 roku. Nastąpiły jednak liczne komplikacje, głównie brak maszyn oraz odpowiednich kadr. Do Dąbrowy-Bór powróciło bowiem niewielu przedwojennych fachowców.
O początkach fabryki, w specjalnym wydaniu „Życia FŁT” z roku 1984, pisał Józef Dzikowski: „Dzięki dużej ambicji i niemałemu wysiłkowi już na 1 maja 1949 r. załoga dopiero co powstałej fabryki święciła pierwszy sukces. Udało się wykonać, bardziej metodami narzędziowymi niż produkcyjnymi, niewielką próbną partię łożysk. Nie wszystkie jednak operacje technologiczne i elementy tych łożysk wykonano na miejscu. I tak, hartowanie pierścieni odbyło się w Rzeszowie. Kulki prawdopodobnie pochodziły ze Stalowej Woli. (…) Kosze wykonane były co prawda w fabryce, ale na dość prymitywnych przyrządach wyprodukowanych w Pieszycach”.
Meldunek o wykonaniu pierwszych łożysk został złożony w Ministerstwie Przemysłu. Dzikowski w jednym z opracowań na temat historii fabryki wspomniał o kilkudziesięciu wykonanych sztukach, w monografiach rocznicowych FŁT jest jednak mowa o ok. 1000. Była to próbna partia łożysk typu 6204. W całym 1949 roku udało się w sumie wytworzyć ok. 6 tysięcy łożysk typu 6204. Średnia liczba osób wówczas zatrudnionych wyniosła ok. 555 pracowników. Jak trudne i pionierskie były to lata, pozwalają zrozumieć relacje pierwszych pracowników, jakie ukazały się w „Życiu FŁT”, wydanym z okazji 35-lecia fabryki.
– Pracowałem tu już przed wojną, jako ustawiacz automatów wielowrzecionowych w Fabryce Amunicji nr 2. Ponownie przyjechałem do fabryki 2 grudnia 1948 roku, namówiony przez mojego znajomego, ówczesnego głównego technologa w KFWM – Walentego Turkiewicza. Nieliczna garstka fachowców miała do „rozgryzienia” setki problemów. Po wielu miesiącach pracy, gdy już prawie oprzyrządowano „Pittlery” okazało się, że nie można na nich wykonywać pierścieni, ponieważ materiał był nieodpowiedni. Podjęliśmy się więc wykonać obróbkę wiórową na tokarkach narzędziowych. Chodziło przecież o honor całej załogi, która w styczniu 1949 r. zobowiązała się w czynie zjednoczeniowym partii wykonać na święto 1 Maja pierwsze łożyska. Znając zasady seryjnej produkcji opracowałem taką technologię, która gwarantowała wykonanie poszczególnych operacji nawet przez robotników niewykwalifikowanych. Zobowiązanie zostało wykonane. – wspominał Józef Starachowski.
– Żadnego procesu technologicznego na montażu nie było. Nikt też mi nie powiedział, jak to miałem robić. Nim odgadłem, jak pomiędzy dwa pierścienie włożyć odpowiednią ilość kulek, popsułem kilka dobrych szwedzkich łożysk. (…) Żadnych przyrządów pomiarowych jeszcze wtedy nie było. Ponieważ z czasem detali do montażu przybywało ściągnąłem ze stołówki fabrycznej Marysię Rydzównę, która została pierwszą montażystką. We dwoje montowaliśmy 30 do 50 łożysk na zmianę. – sięgał pamięcią Józef Mocarski.
- Ciekawi byliśmy, jak w końcu będą wyglądać te łożyska. Ci, co pracowali na montażu, za pokazanie zmontowanego łożyska żądali poczęstunku papierosem. Gdy zapalili, wyjmowali z kieszeni łożysko i pozwalali na nie popatrzeć. Jakaż to była radość, gdy wykonano pierwszą partię łożysk. Zdawaliśmy sobie sprawę, że jest to moment przełomowy w krótkiej historii Fabryki Łożysk Kulkowych w Dąbrowie-Bór. Wtedy jednak jeszcze nie wyobrażaliśmy sobie późniejszej fabryki - opowiadał Czesław Giebodziński.
– Były olbrzymie trudności z kadrami. Samochody fabryczne jeździły więc po okolicznych wsiach i przez głośniki zainstalowane na dachach samochodów namawiało się ludzi, aby zgłaszali się do pracy w fabryce. Pewnego razu zabrakło w fabryce sody, która była niezbędna do produkcji kulek. Sodę wtedy sprowadzaliśmy z zagranicy. Nie można było zatrzymać produkcji, więc rozjechaliśmy się po okolicznych wiejskich sklepikach i za własne pieniądze każdy kupił ile mógł proszku do pieczenia. Kulkownia nie stanęła - relacjonował Stanisław Giezek.
Autor: Mirosław Sznajder